Siedziałam w swoim pokoju i od podstaw poprawiałam plany mojego projektu. To znaczy mojego i Loli Roberts. Wpatrywałam się w monitor i zmieniałam najdrobniejszy błąd. Nie wiedziałam dlaczego, ale perfekcjonizm był moją cechą charakterystyczną od dziecka. Nawet zaplanowana przeze mnie zabawa w dzieciństwie, musiała być dokładnie przemyślana. Moi rodzice zastępczy uznają to za zaletę, ale ja codziennie upewniam się, że jest to przeszkadzająca cecha. Niektóre rzeczy po prostu potrzebują zostawienia w nieładzie, niedokończone, z własną historią, a ich niedokładność to cała esencja ich znaczenia.
- Soph kolacja czeka na dole. - oznajmiła moja matka zastępcza, uchylając lekko drzwi, które i tak były otwarte. - Ty dalej siedzisz nad tym komputerem? Oczy ci się bardziej popsują. - oznajmiła zatroskanym wzrokiem i podeszła bliżej mnie.
- Muszę nad tym popracować. - stwierdziłam szybko, poprawiając kolejne słowa w programie. Kobieta westchnęła i spojrzała na mnie z lekkim, ciepłym uśmiechem.
- Jeżeli nie zjesz, twój umysł będzie miał mniej siły i dziś mniej poprawisz. - stwierdziła szybko, a ja westchnęłam przeciągle i przymknęłam laptopa. Nie miałam ochoty odrywać się od pracy, ale argumenty kobiety były trafne. Miałam ochotę jak najszybciej zająć się tym wszystkim, zakończyć zadanie i uwolnić się z otwierających się sideł czekających na mnie z chytrym uśmiechem. Elita szkolna miała to do siebie, że każdy kto zawierał przyjaźń z jednym z nich, nie był już nigdy taki sam. Jednak moja drobna, wstydliwa i nieśmiała postawa pasowała zupełnie mi. Byłam raczej obojętna na krytykę ludzi, którzy za wszelką cenę próbowali mnie rozszyfrować.
Zeszłam do salonu i zajęłam swoje miejsce. Pan Brown zajmował swoje miejsce, trzymając w ręce gazetę i uważnie studiując obecną sytuację na świecie. Słyszałam jak jego stopa drepcze po podłodze. To było charakterystyczne dla niego w momencie zamyślenia. Był tak jak ja- profesjonalistą, a moja matka zastępcza była równie nieśmiała jak ja, jej rodzicielka często oznajmiała mi, że jestem bardzo do niej podobna. Dlatego nikt nie zauważał, że jestem u Państwa Brown z ich dobroci serca, a nie biologicznych więzów.
- Jak pobyt w szkole? - zapytał ciepłym głosem mężczyzna odkładając na bok pismo i biorąc w rękę sztuciec. Spojrzał na mnie swoimi brązowo zielonymi tęczówkami, które także napełnione były ciepłymi emocjami. Widać było, że miał wyjątkowo udany dzień w pracy.
- Kolejny projekt z chemii. - szybko oznajmiłam i wzięłam szybko w dłonie widelec, starając się jak najszybciej opróżnić zawartość mojego talerza.
- Kolejne tygodnie nieobecności mojej córki. - oznajmiła kobieta rozbawionym tonem. Zawsze mówili do mnie jak do córki, a mi nie wygodnie było ich tak nazywać. Wiedziałam o moim pochodzeniu, a moja nieśmiałość przeszkadzała mi w nazywaniu ich rodzicielami.
- Partner? - zapytał po przełknięciu kęsa jedzenia.
- Lola Roberts. - powiedziałam szybko, a mężczyzna wydał z siebie cichy gwizd.
- Córka Johna Robertsa? - zapytał zaintrygowany, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Ojciec Loli i Drake są bardzo znani na rynkach w naszym mieście, a także na terenie całego naszego kraju.
- Tak, ale to nieważne. - uśmiechnęłam się znad talerza. - Mam nadzieję szybko to zakończyć i mieć to z głowy. Boję się, że dziewczyna wysadzi niedługo cały budynek szkolny. - odrzekłam, a mężczyzna wraz z moją matka zaśmiali się głośno.
- Aż tak źle? - powiedział obcierając usta serwetką, a ja kiwnęłam twierdząco głową i kończąc 1/2 mojej porcji, wstałam i szybko udałam się do góry.
- A reszta?! - usłyszałam krzyk z dołu, który należał do zatroskanej kobiety.
- Nie jestem już głodna! - krzyknęłam u ruszyłam szybko do projektu.
***
Siedziałem na kolejnej imprezie, a w ręce obracałem szklankę z alkoholem. Rozglądałem się poszukując potencjalnego celu na dzisiejszą noc. Lubowałem się w takich klubach. Muzyka, alkohol, przygoda. Wszystko co działo się tutaj, nie rozchodziło się poza mury budynku. Można było tu odreagować wiele spraw, które męczą człowieka od środka. Neonowe światła, wspaniale oświetlały ciała rozgrzanych ludzi, którzy myśleli jedynie o chwili obecnej. Ocierali się o ciała partnerów bądź partnerek, a atmosfera unosząca się wrzała.
- Bracie! - usłyszałem podpity głos Andrewa. Śmiał się, a w ręce trzymał butelkę piwa. Lubował się w nim, zaś ja wolałem zwykłe drinki.
- Dopiero 23, a ty już pijany! - starałem się przekrzyknąć gwar panujący w sali. Moje uszy były już do niego przyzwyczajone, ale każdy, kto był pierwszakiem, uważał, że zaraz ogłuchnie.
- Nie pijany! - poprawił mnie, a po chwili niezdarnie zajął miejsce obok mnie, a jego ręka skinęła do barmana, w geście by podał mu kolejną porcję trunku. - Potencjalne lasencje są tam. - wskazał na grupkę dobrze bawiących się dziewczyn, których ciało zakrywały jedynie skąpe kawałki materiałów.
- Dzisiaj postujemy czy co?- obok nas pojawił się Kellan, mogłem przysiąść, że wypatruje mojej siostry.
- Jej tu nie ma. - oznajmiłem tylko, a moje usta od razu zamoczyły się w trunku. Wziąłem sporego łyka i rozglądając się oblizałem resztę z warg.
- Nie szukam tutaj nikogo. - obronił się szybko zajmując miejsce tuż obok mnie. Kiwnąłem leniwie głową i upiłem kolejny łyk. Nie dowierzałem mu, odkąd się znamy, szalał na jej punkcie. Ona zaś uporczywie próbowała go od siebie odsunąć. Oszukiwała wszystkich dookoła, ale gdy jeszcze łączyło mnie coś z Megan, dowiedziałem się jakie jest jej prawdziwe zdanie o nim. Wpadła po uszy tak samo jak on. Był moim kumplem, ale nie byłbym zadowolony z ich związku. Znam go na tyle dobrze, że każde spotkanie wiązałoby się z moją obecnością. - Dobra mniejsza o to. Barman mocna 3, muszę się rozluźnić.
- Informacja dla Kellana, Lola zajęta jest projektem. - oznajmiłem, a on nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem.
- Jakoś mnie to nie interesuje. - rzekł pod nosem.
- Widzę, że twoje spojrzenie szuka jej twarzy pośród innych kobiet, ale niestety. - stwierdziłem, a on spojrzał na mnie. Ja jedynie powróciłem do moich wcześniejszych zadań.
- Ja przynajmniej zainteresowałem się jakąś dziewczyną, a nie myślę tylko o pieprzeniu jednej. - odrzekł zirytowany i wziął łyka swojego, świeżo podanego trunku, po czym spojrzał na mnie kipiącymi emocjami, oczami. - Mogę się założyć, że nie zainteresowałbyś się żadną, na dłużej niż tydzień. - powiedział, a ja wyczułem w tym potencjalny zakład. Przygodę.
- Czy ty proponujesz mi zakład? - zapytałem, a moja brew momentalnie uniosła się ku górze. - O co? - zapytałem zaintrygowany, a w mojej głowy pojawiały się kolejne obrazy potencjalnych nagród.
- Jeżeli wygram ja pomożesz mi ze swoją siostrą, a jeżeli ty.....zrobię co ci się żywnie podoba. - stwierdził, a ja zaśmiałem się pod nosem. - Musisz poderwać laskę i wytrwać z nią przynajmniej 5 miesięcy. - odrzekł, a ja zapaliłem ze spokojem papierosa, zaciągnąłem się wypełniając płuca dymem tytoniowym.
- Sam mam sobie wybrać zdobycz? - zapytałem rozglądając się. Byłem pewny wygranej.
- O nie nie nie.....masz poderwać partnerkę siostry, Sophi Brown. - rzekł, a mi nie było już tak do śmiechu jak wcześniej. Ta świętoszka nie była nawet ostatnią moją myślą. Już szykowałem plan na wyswatanie Kellana z siostrą.
- Współczuje stary. - powiedział Andrew, który momentalnie wytrzeźwiał i poklepał mnie po plecach.
***
Dobra miałam pisać dalej, ale wizja rozdziału mi się skończyła na tym. PRZEPRASZAM za przerwę, ale ostatnio: Egzaminy, szpital, inne problemy i przyznam, że lenistwo, ale teraz się to zmieni. Będę częściej dodawała rozdziały. Mam nadzieję, że pamiętacie o mnie :) Liczę na komentarze
Świetny rozdział :) nie mogę się doczekać kolejnego :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to dalej się potoczy... Czekam na next!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, pomysł z zakładem do kitu, ale oby sie udało a będa emocje <3 Czekam na NN :*
OdpowiedzUsuńZapowiada się nieźle. Zakład - głupia sprawa, ale pewnie bez niego nie zwróciłby uwagi na Sophi. Czekam na nn.
OdpowiedzUsuń